wtorek, 20 sierpnia 2013

Epilog

***

16 lat później...


Siedziałam w salonie i oglądałam album ze zdjęciami.
-Wróciłem- usłyszałam głos Leo.
-Hej.
-Co tam robisz?
-Oglądam zdjęcia i wspominam- popatrzyłam na zdjęcie.
-Pamiętam to zdjęcie.
-Ja też.


Usiadłam na Camp Nou koło Patrici i Issabel.
Razem czekałyśmy na ostatni mecz sezonu z Granadą.
Po chwili piłkarze zaczęli wychodzić na boisko.
Mecz był bardzo zacięty jednak Barcy udało się strzelić aż 3 gole.
Przed końcem spotkania dziewczyny pociągnęły mnie do wejścia na murawę. Gdy sędzia zakończył spotkanie.
Dziewczyny razem z chłopakami wyciągnęli mnie na środek.
Nie wiedziałam o co chodzi.
Po chwili przede mną pojawił się Leo, uklęknął i z małego pudełeczka wyjął pierścionek.
Koło niego pojawił się Gerard z mikrofonem.
-Natalio Suarez kocham Cię od kiedy tylko cię poznałem, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną- zapytał.
A ja stanęłam jak słup nie wiedziałam co powiedzieć jednak szybko ocknęłam się.
-Tak tak tak- krzyknęłam i rzuciłam się na niego, Leo włożył na mój palec przepiękny pierścionek a ja popłakałam się ze szczęścia.
Całe Camp Nou zaczęło krzyczeć i wiwatować.


Po 2 miesiącach wzięliśmy ślub a 9 miesięcy później na świat przyszedł mały Brayan.



-To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu-powiedziałam.
-Mój też.
-Dobra chcesz obiad?
-Jasne.
-Brayan chodź na obiad- krzyknęłam.

Z każdym dniem jak na niego patrzę przypomina coraz bardziej ojca.

Wieczorem wybraliśmy się na ostatni mecz Leo w barwach klubowych.
Mecz minął szybko po ostatnim gwizdku sędziego ruszyłam z Brayanem na murawę.
Leo został pożegnany przez swoich kolegów z klubu, jako prezent dostał koszulkę z autografami wszystkich.
Koło 22 wróciliśmy do domu.

Następnego dnia Brayan wyszedł do szkoły a ja z Leo oglądaliśmy telewizję
Tylko jedna rzecz mnie martwiła, Brayan był zamknięty w sobie mało z nami rozmawiał, nie wiedziałam co mam zrobić.



****



Przechodziłem koło starego lasku, moją uwagę przykuli chłopcy.
Postanowiłem tam pójść i zobaczyć co się dzieje, skryłem się za drzewami i obserwowałem.
Zauważyłem tam Brayana siedział między chłopakami w ręku miał piwo i papierosy.


-No młody Messi twój ojciec taka gwiazda a ty nic nie potrafisz- odezwał się jeden z nich.
-Zamknij się.
-To pokaż co potrafisz. Tchórzysz?
-Odwal się ode mnie.
-Oj ktoś tu tchórzy, boisz się?- drażnił go nadal.
W tym momencie Brayan nie wytrzymał i rzucił się na niego.
Jednak tamten był silniejszy i po chwili już okładał leżącego Brayana.
Postanowiłem interweniować.
-Zostaw go- krzyknąłem a wszyscy ucichli i popatrzyli na mnie.
-Ej to przecież Xavi Hernandez legenda Barcelony- rozeszły się szepty.
Odciągnąłem tamtego od Brayena i zabrałem go z tamtego towarzystwa.
-Brayan coś ty tam robił powinieneś być w szkole.
-Wiem wujku- powiedział i spuścił głowę.
-Boli cie coś?
-Ręka.
-Dobra jedziemy na pogotowie, pewnie jest złamana.

***

I tak jak przypuszczałem po godzinie wychodziliśmy z gabinetu lekarza, Brayan z gipsem na ręce i zszytym łukiem brwiowy.
Pojechaliśmy do jego domu.
Weszliśmy do środka i od razu zobaczyli nas jego rodzice.
-Matko Brayan co się stało?- zapytała przestraszona Natalia.
-Nic.
-Brayan coś ty zaś narobił- tym razem odezwał się Leo.
-Nic, zostawcie mnie!- krzyknął i poszedł do swojego pokoju.


-Leo musimy pogadać- powiedziałem.
-Co on narobił?
-Przechodziłem koło lasku i zatrzymałem się tam bo zobaczyłem grupkę chłopaków, tak spotkałem Brayana miał piwo i papierosy w ręku. O coś się posprzeczał z jakimś chłopakiem i pobili się, od razu odciągnąłem go i zabrałem na pogotowie.
-Xavi ja nie wiem co mam z nim robić, nigdy nie był taki nie rozmawia z nami.
-Spróbuj z nim porozmawiać tylko nie krzycz i nie pozwól żeby spotykał się z tamtym towarzystwem bo zejdzie na złą drogę.
-Ok.
-Dobra ja się zbieram pa.
-Pa.




Leo



Po wyjściu Xaviego postanowiłem porozmawiać z Brayanem.
-Brayan musimy porozmawiać- powiedziałem, gdy znalazłem się w jego pokoju.
-Nie mamy o czym.
-Chyba jednak mamy, powiedz czemu nie byłeś w szkole i co ty robiłeś w tym lesie?
-Nic.
-Jak to nic przestań tylko mów.
-Nie mam nic do powiedzenia.
-Brayan co się z tobą dzieje, proszę cie powiedz.
-Mam już dość tego życia jestem synem najlepszego piłkarza na świecie a ja jestem nikim! Wszyscy tylko proszą mnie o autografy od Ciebie. Nikt nie traktuje mnie na poważnie, liczysz się tylko ty. Mam tego dość!- krzyknął i wyszedł z domu.

Teraz już wszystko rozumiem, wiem, że bycie dzieckiem piłkarza nie jest łatwe.
Postanowiłem iść za nim żeby nie narobił żadnych głupot.
Szedłem w bezpiecznej odległości, nie chciałem żeby mnie zobaczył.
Po 15 minutach doszliśmy na boisko piłkarskie, po prostu mnie zamurowało. Brayan nigdy nie mówił, że lubi grać w piłkę.
Usiadłem z daleka żeby mnie nie zobaczył po 10 minutach chłopaki zaczęli grać.
Patrzyłem na mojego syna z otwartymi oczami, był świetny, po prostu rasowy napastnik.
Pograli z jakąś godzinę a Brayan strzelił 3 piękne gole.
Gdy zmierzał do wyjścia dogoniłem go.
-Brayan zaczekaj- krzyknąłem.
-Co ty tu robisz?- zapytał zdziwiony
-Chodź musimy porozmawiać.
-Dobra.
Poszliśmy do kawiarni a ja zacząłem.
-Brayan wiem, że jest ci ciężko ale wierze, że sobie poradzisz jest mądrym i fajnym chłopakiem, na pewno znajdziesz przyjaciół.
-Dzięki.
-Ale mam pytanie czemu nie powiedziałeś, że lubisz piłkę co?
-Nie wiem, ale i tak nie umiem nawet dobrze grać.
-Brayan ty chyba sobie żartujesz, grasz super, jesteś świetny jak dzisiaj na ciebie patrzyłem to nie mogłem uwierzyć, że tak świetnie grasz, rasowy z ciebie napastnik.
-Dzięki tato.
-Dobra zbierajmy się bo mama będzie się martwić.
-Ok.

Po 20 minutach byliśmy już w domu .
-Cześć - powiedziałem gdy weszliśmy.
-Hej, chcecie kolacje?
-Jasne- tym razem odezwał się Brayan.
Po skończonym posiłku Brayan poszedł do siebie a ja usiadłem z moją żoną w salonie.
-Leo coś ty mu zrobił, że on jest taki pogodny.
-Poszedłem wtedy za nim i okazało się, że poszedł na boisko oglądałem jak gra, był świetny później postanowiłem z nim pogadać i wyjaśniliśmy sobie wszystko.
-Cieszę się.


Następnego dnia postanowiłem pójść do La Masii i porozmawiać o przyjęciu Brayana.
Już po rozmowie umówiliśmy się, że jak Brayanowi zdejmą gips mam go przywieść.

3 tygodnie później.

O 15 pojechałem po Brayana do szkoły.
-Tato co ty tutaj robisz?
-Przyjechałem po ciebie, zbieraj się mam dla ciebie niespodziankę.
-Ok.
Po 20 minutach byliśmy już przed La Masiią.
Wyszliśmy z auta a ja zacząłem mówić.
-Brayan wiem ile szczęścia sprawia Ci piłka więc razem z mamą postanowiliśmy Cie zapisać do szkółki Barcy.
-Naprawdę dziękuje- powiedział i przytulił mnie.
-Nie ma sprawy dobra a teraz idziemy na trening pokaż na co Cię stać a po treningu powiedzą nam czy cię przyjęli.
-Ok.
Po treningu poszliśmy z Brayanem do trenera.
-Jestem zdumiony, dawno nie widziałem takiego talentu. Będziesz świetnym piłkarzem przyda nam się taki talent.
-Dziękuje.
-Dobra chodźmy do biura i tam wszystko uzgodnimy.
-Ok.

Po godzinie wszystko było już dogadane Brayan od jutro zaczyna treningi.

Miesiąc później..


Dziś wybrałem się z Natalią na mecz Brayana.
O 10 siedzieliśmy już na trybunach i oglądaliśmy Brayana w akcji.
Już po 15 minutach meczu nasza 10 strzeliła pięknego gola.
Do końca meczu wynik podwyższył się jeszcze o 2 bramki strzelone przez Brayana.
Cały turniej wygrała Barca a Brayan został zawodnikiem turnieju i króle strzelców.


Po południu przyszli do nas na grilla Jessica, Marc i ich córka Camila, która tak jak Marc uwielbia grać w piłkę i gra w żeńskiej drużynie Barcy.
Usiedliśmy wszyscy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać.
Tak jak za dawnych lat ...
Cieszę się, że kiedyś z mamą przyjechałam do Barcelony to tu znalazłam, rodzinę i miłość...

***
No i mamy epilog, trochę inny niż wszystkie, ale co tam :D
Dziękuje wam za to, że byliście przy mnie, dziękuje za ponad 8600 wyświetleń, gdy zakładałam tego bloga nigdy nie sądziłam, że wam się spodoba a jednak. Jeszcze raz dziękuje, że byliście razem ze mną.
Trudno mi jest pożegnać się z tym opowiadaniem no, ale zawsze na pożegnania nadchodzi czas :D
Zapraszam na pozostałe moje opowiadania :)